wtorek, 28 kwietnia 2015

Bajka o pewnym królestwie

Było sobie kiedyś królestwo, wielkie jak cały świat, którego władca uchwalił kodeks, na mocy którego wszyscy jego poddani okazali się przestępcami. Król rozpoczął budowę więzienia, które miałoby dość cel, by przyjąć wszystkich skazanych. Ponieważ kraj był ludny i rozległy, budowa trwała i trwała, a jej obszar zagarniał kolejne obszary terytorium. Ponieważ wszyscy obywatele królestwa stali się przestępcami, więzienie wznosili już jako skazańcy (aby przyspieszyć budowę, rozpoczęto ją w wielu punktach równocześnie, zaś koordynacją prac zajęło się specjalne królewskie Ministerstwo Więziennictwa. Niestety, koordynacja była nieudolna, gdyż pracownicy Ministerstwa formalnie byli skazani, w związku z czym bez przerwy zmieniało się kierownictwo poszczególnych departamentów i trudno było o podejmowanie prawomocnych decyzji). Obywatele sami budowali mury, wśród których mieli dokonać żywota, sami mocowali w wąskich oknach kraty, zza których mieli przez resztę życia oglądać jedynie przeobrażające się niebo, sami przykuwali do ścian lochów grube łańcuchy. Olbrzymi budżet przedsięwzięcia został dopięty dzięki konfiskatom mienia skazanych.

Król wprawdzie zmarł, ale jego dzieło było kontynuowane, aż wreszcie po setkach lat, a może i po jeszcze dłuższym czasie, więzienie zostało wzniesione. Jego mury były jednocześnie granicą królestwa. Wszyscy skazańcy karnie stawili się pod swoimi celami, co było o tyle zabawne, że również służba więzienna, na czele z zarządcą, zaliczała się w poczet osadzonych.

A więc żyli w kamiennych murach, łączyli się w pary, rozmnażali i umierali w kazamatach królestwa. Pokolenie za pokoleniem. Każdy nowonarodzony dostawał mocą przepisów metrykę z wypisanym wyrokiem.

Pewnego dnia któryś z kolei władca z długiej dynastycznej linii, która spisała ten kodeks i wzniosła więzienie, stwierdził, że cała sytuacja jest pozbawiona sensu (podobno – jak podają niektóre źródła – pewnego ranka obudził się i powiedział: „Jeżeli wszyscy są skazani, to nikt nie jest skazany” i „Jeżeli nikt nie jest skazany, to wszyscy są skazani” albo coś równie przez swoją banalność niewartego uwagi historyków i potomnych) i podpisał dekret o amnestii, która nie objęła jedynie osadzonych za najcięższe zbrodnie (królewscy juryści – ułaskawieni – głowili się później, co należy uznać za najcięższe zbrodnie i zupełnie nie mogli z tym dojść do ładu; postanowiono tedy, że wszyscy zostaną ułaskawieni, a po osiągnieciu konsensusu zbrodniarzom odbierze się podarowaną wolność). Specjalni gońcy (uniewinnieni) zostali wysłani z specjalną misją – mieli przemierzyć bezkresne korytarze więzienia, by w najdalsze jego zakamarki zanieść radosną wieść.

Ruszyli z animuszem, ale ponieważ więzienie było olbrzymie – olbrzymie jak królestwo, a królestwo olbrzymie jak świat – ich misja przeciągała się w nieskończoność. I choć całymi latami wędrowali po nieskończonym labiryncie więzienia głosząc amnestię i otwierając cele, choć całymi latami, w ciągłym biegu nieśli światu królewską łaskę, nie byli w stanie dotrzeć wszędzie – umierali z wyczerpania bądź starości, z bolesną świadomością, że nie wypełnili swego zadania (i z jeszcze bardziej bolesną świadomością, że wypełnienie go nigdy nie było możliwe). Niektórzy umierali z rozpaczy widząc, że ułaskawieni ludzie nie chcą wyjść ze swoich cel. „Cały wysiłek na darmo!” – rwali włosy z głowy. A jeszcze inni, najbardziej cyniczni, porzucali swoje posłannictwo, argumentując, że jeżeli ktoś nigdy nie był wolny, to nigdy nie odczuł krzywdy własnej niewoli, a jeżeli nie odczuł krzywdy niewoli, to nigdy nie był zniewolony, w związku z czym większość obywateli królestwa nawet nie tęskni za nową formą wolności i nie ma sensu ich do niej przymuszać. Przygody tych, którzy zostawiając otwarte cele spotykali się z wrogością zamkniętych w nich ludzi (którzy nie chcieli nigdzie się ruszać z ich kawałka kamiennej posadzki) zdawały się potwierdzać te domniemania.

Czasami zdarzało się, że ci, którzy już otrzymali informacje o ułaskawieniu, trafiali w odlegle rejony więzienia i tam ze zdziwieniem odkrywali, że nikt jeszcze nie słyszał o żadnym zwolnieniu z odbywania kary. Poinformowawszy o wszystkim („zaczekamy z tym na kogoś oficjalnego” – taka była najczęstsza reakcja) orientowali się, że amnestia po prostu nie doszła w danym miejscu do skutku, że więzienie jest zbyt wielkie, by amnestia zaszła w każdym miejscu w jednej chwili. Że prędkość, z jaką rozchodzi się królewski głos, jest zbyt niska (i nie może być większa), by obiec całe terytorium więzienia w czasie krótszym niż kilka ludzkich pokoleń. Oznaczało to, że wciąż, przez jeszcze długi czas, będą istnieć rejony więzienia, w którym nowonarodzonym będzie wydawać się metryki z wyrokiem, choć przecież królewska wola nie chce znać ograniczeń czasu i przestrzeni. Spotkawszy się z odrzuceniem, oswobodzeni odchodzili, choć tak naprawdę nie mieli dokąd pójść, bo przecież więzienie było wielkie jak królestwo, a królestwo wielkie jak świat.

Wybierali sobie jakieś puste cele i osiadali w nich na resztę wolnego życia. Niektórzy wracali do swoich.

(z opowiadania pt. Placówka, nad którym się aktualnie morduję)

8 komentarzy:

  1. Adam obudził się. -Cholerny sektor C-jęknął.Otworzył oczy. Bolały go.-Dziwne...Pomyślał. Z otaczającą go rzeczywistością celi Gońca Specjalnego którą przydzielono mu wczoraj było coś nie tak. Spojrzał na ściany.-Są jakieś ciemne,ciemniejsze niż wczoraj. Ból oczu powoli ustępował. Wstał. Obok niego;na podłodze celi leżały papiery. Przepustki między sektorowe,kopie rozkazów,plan sektora. Adam rozejrzał się po pomieszczeniu. Od wczoraj zaszła w nim subtelna ale dostrzegalna zmiana. Kolory straciły ostrość,wypłowiały,ściany wyglądały jakby osmolone. -Czy w nocy był pożar?Gdzieś w pobliżu? Rozejrzał się ponownie. Wtedy poczuł szczególne uczucie niepokoju. Na ścianie wisiało lustro. Zatrzymał wzrok na swoim obliczu. Coś było nie tak. Podszedł bliżej. Niepokój wzrósł. Co się dzieje-pomyślał. Stanął naprzeciw lustrzanej tafli. Ból oczu wrócił kiedy rozszerzył szeroko powieki i wytrzeszczył oczy.-Czy to ja? Kim jestem? Myśl ta sparaliżowała go. Z lustra patrzyło na niego martwe oblicze robota. Manekina. Kukły. Androida. I wtedy w głowie usłyszał donośny,nieludzko mechaniczny głos.-Jako Goniec Specjalny zostajesz unowocześniony a twe ciało wymienione na trwalsze. Ponadto otrzymujesz dodatkowy rozkaz specjalny którego treść poznasz w odpowiednim czasie lub nie poznasz go nigdy. Rozkaz ten nie zostanie podany ci wprost ale będzie silnie odczuwaną sugestią której prawdziwej natury nigdy nie zrozumiesz. Nie będziesz w stanie go odróżnić od swoich naturalnych myśli i nie będziesz świadomy jego wypełnienia. Kiedy go ukończysz;umrzesz. Ruszaj do sektora C. Masz dziś do uwolnienia 47 więźniów sumienia. Kiedy to zrobisz;zaśniesz aż zostaniesz obudzony. I najważniejsze;nie próbuj manipulować przy swoim nowym ciele. Teraz ruszaj.... old weirdman

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie chcę wyjść na kompletnego ignoranta, a nie jestem pewien cytatu. Mocno kojarzy mi się ze Snergiem. Błądze?

    OdpowiedzUsuń
  3. To mój "spontaniczny strumień świadomości" zainspirowany Pana bajką,nawiązania do Snerga oczywiste (stąd imię bohatera) ale to Pana fragment zainspirował mnie do swoistego kontynuowania tematu. Nie stałem się nagle pisarzem i nie jestem nim ale Pańska historia mnie urzekła i tak się to urzeczenie zmaterializowało. Nagle przypomniał się Snerg,czy "Pamiętnik znaleziony w wannie" Lema,nie wspominając już dzieła Szulkina. old weirdman

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne! Gorąco zachęcam do kontynuacji!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli coś napiszę będzie to bliższe wręcz podręcznikowemu weird fiction i...bardzo silnie inspirowane Pana opowiadaniami-nawet nie zamierzam tego ukrywać. Wierny czytelnik;old weirdman.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oryginalny pomysł z tym więzieniem. Ciekaw jest w jaką stronę pójdzie opowiadanie? Groza, satyra, bajka... Warto popracować nad całością.

    Z drugiej strony, widze że weirdman szykuje konkurencje:)

    Pozdrowienia dla obu dżentelmenów,
    maszynistaGrot

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakie mam plany to jedno, a co wyjdzie (czyli: jak mi się zmieni ogląd), to się okaże. Na pewno będzie w tekście gnostycka sekta (uznająca stworzenie za koszmar stwórcy), "narodziny z błota" i lokalizacja inspirowana tymi rejonami: http://www.skyscrapercity.com/showthread.php?t=1433085
    Planuję tekst jako należący do grupy tych, które można interpretować zarówno metafizycznie, jak i socjologicznie (Wezwanie, Wojna, Bardzo długo była..., Kombinat, Raport z placu budowy). Co mi wyjdzie i kiedy - nie wiem, tym bardziej, że mam rozgrzebane równolegle dwa kolejne teksty.

    OdpowiedzUsuń
  8. ,,Planuję tekst jako należący do grupy tych, które można interpretować zarówno metafizycznie, jak i socjologicznie (Wezwanie, Wojna, Bardzo długo była..., Kombinat, Raport z placu budowy). Co mi wyjdzie i kiedy - nie wiem, tym bardziej, że mam rozgrzebane równolegle dwa kolejne teksty."

    Czyli będzie to próba nawiązanie do najlepszych utworów - ambitne zadanie. Do tego jeszcze motyw sekty - wyśmienite tematy. Coś czuje że tekst będzie obszerny. Jak bym miał coś doradzić, choć może z mojej nieliterackiej strony to śmiesznie zabrzmi to polecałbym jeszcze raz przeczytać "Sekretny kult" i "Pradawną magię" Algernona Blackwooda - tam jest wyśmienicie zobrazowany wątek sekciarski, choć zdaje sobie sprawę że to nieco inny typ grozy.

    maszynistaGrot

    OdpowiedzUsuń