wtorek, 6 sierpnia 2013

Niepotrzebne współczucie

Człowiek prawdziwie wierzący, którego spojrzenie w drodze ku lepszemu światu jest wbite poza horyzont tego świata, winien być całkowicie pozbawiony litości i współczucia, albowiem pewność wiary, za którą idzie dumnym krokiem teleologia bólu, unieważnia akt cierpienia jako bezsensownego doznania niesprawiedliwości lub absurdu nie mających być nigdy przedmiotem wynagrodzenia – doczesnego lub pośmiertnego. Stuprocentowa pewność niezachwianej wiary czyni współczucie po prostu niepotrzebnym.

„Tak, to bardzo smutne” – może powiedzieć, zetknąwszy się z cudzym bólem, człowiek głęboko wierzący w metafizyczną sprawiedliwość – „ale przecież wszystko zostanie ci zwrócone z nawiązką, więc w czym problem? Jeżeli nie tutaj, to tam, bo sprawiedliwość nie zna granic tego i tamtego świata.”

Nieprzypadkowo miłosiernym – czyli współczującym – był Samarytanin, nie kapłan i nie lewita.

Współczucie jest nie tylko zrozumieniem czyjejś sytuacji – prawdziwe, głębokie współczucie, owocujące bólem, wściekłością lub smutkiem – jest przede wszystkim głosem wewnętrznego sprzeciwu wobec sił depcących tych, którzy nie potrafili się przed nimi obronić. Tych, którym los komunikuje koleje życia zawsze w czasie dokonanym, nie dając szans na apelację. Im głębsze intuicyjne poczucie niesprawiedliwości, im większy nasz sprzeciw wobec tej niesprawiedliwości, tym głębsze współczucie – aż, niczym Emil Zola w obronie Dreyfussa krzyczymy w końcu J'accuse!

Wówczas do gry wkraczają adwokaci teodycei, mistrzowie oderwanych od rzeczywistości wybiegów erystycznych, cyniczni ogrodnicy pielący chwasty słów „tak-tak; nie-nie”, usiłujące czasami przebić się ku słońcu w ogrodzie sofizmatów.

Współczucie jest funkcją skrzywdzonego poczucia sprawiedliwości, a zatem – jest stwierdzeniem niesprawiedliwości; jako stwierdzenie niesprawiedliwości jest oskarżeniem; jako oskarżenie jest zawieszeniem wiary. A zatem współczucie jest zawsze podaniem wiary w wątpliwość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz