Obrzydliwi i przerażający są wszyscy ci, wszyscy bez wyjątku, którzy posiadłszy jakąś prawdę absolutną, kipią na przemian wyniosłością, świetym gniewem, słusznym oburzeniem i fałszywą dobrotliwością; prawdziwi prozelici własnych urojeń, apostołowie bajek, konkwistadorzy bredni. Wypisują więc te „prawdy” na swoich zaciętych i dumnych twarzach, nie dostrzegając tego, że ta urojona prawda zmieniła ich twarze w maski błaznów, bo przecież prawda zawsze i w każdym królestwie była atrybutem błazna.
Niestety, ich błazeństwo jest ułomne, gdyż na ogół brakuje mu ironii. Błazen, któremu brakuje ironii, jest niczym innym niż klaunem, który za grubą warstwą pudru słów i śmiesznym przebraniem doktryny skrywa drżące zwyrodnienie wstydu oraz umysłowego i duchowego skarłowacenia. Tak i oni wszyscy, obrzydliwi i przerażający aż do szpiku kości, nie są niczym innym niż zbieraniną klaunów idących w żałosnej, slapstickowej procesji pełnej potwornych gagów, których sedno to wzajemne kopanie się po tyłkach wypchanych watą i tekturą podejrzanych idei; procesji która wciąga i oślepia jak zamieć wszystkich, którzy podejdą zbyt blisko.
niedziela, 13 listopada 2011
Wstręt
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz