środa, 18 stycznia 2012

Najlepsze opowiadanie Lovecrafta ("Muzyka Ericha Zanna")

Michel Houellebecq w swoim eseju „Przeciw światu, przeciw życiu” bardzo słusznie wskazał na poetyckie właściwości prozy Lovecrafta – chodzi o ten szczególny rodzaj poezji, kiedy frenezja opisu poprzez swoją precyzję przerasta czysto sensualną intensywność znaczeń zawartych w kolejnych zdaniach, skłaniając nas do ekstatycznego odczucia zdumienia i trwogi, ukrytych w samej istocie doświadczenia obecności w świecie. Ten gorączkowy rytm zdań wyrażających nieoczywistą i hipnotyzującą, a przy bliższym poznaniu przerażającą dziwność świata stanowi o wartości literackiej spuścizny Lovecrafta.

Jednakże geniusz Amerykanina miewał tylko przebłyski, kiedy jego najmroczniejsza wizja stawała się na tyle klarowna, że możliwa do ubrania w słowa, ale na tyle nieoczywista, że nie pozbawiająca poruszającego wymiaru poetyckiego, który tak łatwo zniszczyć zarówno dosłownością, jak i bezradną ucieczką w pojęcia niewyrażalności (co prozy Lovecrafta jest przypadłością najdotkliwszą). Co więcej, opowiadań w których to upiorne, nieuchwytne wrażenie uczestnictwa w „kosmicznym koszmarze” nie zostaje uszkodzone przez mielizny stylu lub niewiarygodność narracji jest w dorobku Lovecrafta stosunkowo niewiele. Jednym z nich jest „Muzyka Ericha Zanna”.

Zdaje się, że sam Lovecraft szczególną sympatią darzył ten tekst – z obszernej korespondencji, którą pisarz prowadził, wynika, że ów element niedopowiedzenia, ta rezygnacja z dosłowności (przy czym opowiadanie to jak mało które angażuje zmysły) sprzężona z jednoczesną umiejętnością zasugerowania niewypowiedzianego bez uciekania się do zgranych chwytów retorycznych (które zresztą częstokroć odradzał w listach swoim uczniom-korespondentom), okazały się dla autora bardzo cenne. W „Muzyce Ericha Zanna” nie ma przecież „Wielkich Przedwiecznych”, na których plugawych i bluźnierczych mackach Lovecraft poniewczasie wspiął się do popkulturowego panteonu; nie ma odrażających mutantów z Innsmouth, nie ma w zasadzie nazwanej wprost żadnej siły, żadnego definiowalnego, namacalnego i osobowego źródła grozy – a jednak opowiadanie mrozi krew w żyłach.

Na czym polega sekret wyjątkowości „Muzyki Ericha Zanna”? Być może na dotknięciu transcendencji, w sposób stojący w tak jawnej opozycji do obsesyjnego materializmu, na który wskazuje Houellebecq. Być może jest to najbardziej esencjonalny, najbardziej zwarty tekst Lovecrafta, którego warstwa literacka tak silnie współistnieje z wymową, w którym wszystkie zastosowane w opowiadaniu środki narracyjne, wszystkie chwyty literackie nie tylko przekazują nam pewną ideę, ale uwewnętrzniają ją w czytelniku, zmuszając go do przyjęcia jej perspektywy i czyniąc tym samym wizję tego, co znajdowało się za oknem pokoju niewidomego muzyka, czymś więcej niż tylko kolejnym atrybutem w służbie szoku. Kosmiczny horror przestaje być abstrakcyjnym pojęciem, wkraczając w domenę rzeczywistego przeczucia, w domenę wiarygodności opartej na kategoriach innych niż zwykłe prawdopodobieństwo. Sugestywna i tak niezwykła dla Lovecrafta warstwa tego tekstu, organizująca go i uobecniająca się w doświadczeniu czytelniczym, ale mimo tego wciąż wymykająca się jednoznaczności języka, całkowicie anuluje warunek zawieszenia niewiary, będący na ogół nieodzownym warunkiem skuteczności opowiadania grozy. Chwyt potężny, ale i zarezerwowany dla najwytrawniejszych graczy.

Jak bardzo jest to zadanie literacko trudne i jakiej wirtuozerii wymaga, niech świadczy opowiadanie Stefana Grabińskiego „Spojrzenie”. Oparte na podobnym, noszącym gnostyckie znamię koncepcie chwilowego wglądu w „podszewkę rzeczywistości”, usiłuje korzystać z podobnych mechanizmów uwewnętrzniania, ale mimo to spajająca je idea nie wykracza poza ramy budzącej dreszczyk ciekawostki, a paradoksalna jednoznaczność niewyrażalności, zamykająca tekst, nadaje mu niezamierzenie komiczny efekt (choć "Spojrzenie" mimo to wypada zaliczyć do utworów udanych).

„Muzyka Ericha Zanna”, choć doceniana przez czytelników i komentatorów Lovecrafta, wydaje się cały czas funkcjonować nieco na uboczu percepcji jego dzieła – być może ze względu na swoją inność, na pewne wyłamywanie się z katalogu pojęć i idei, z których sam pisarz zbudował swój literacki światek. Czy był to ruch świadomy? Trudno wyrokować. Z pewnością „Muzyka Ericha Zanna” zachowuje ten typowy dla „Samotnika z Providence” drapieżny sznyt rozszalałego koszmaru, jednakże dokłada także do tej monumentalnej konstrukcji mitycznej cały, przebogaty poziom znaczeń. Trudno się nie zgodzić z Houellebecq, iż kwestia konfliktu ras stała się dla Lovecrafta potężnym stymulatorem wyobraźni, jednakże pewne przesłanki – nazwijmy je górnolotnie „trwożliwymi przeczuciami o prawdziwym obliczu rzeczy” – pojawiały się już dużo wcześniej, niekoniecznie ujęte w formy artystyczne. Wystarczy choćby wspomnieć przytaczany przez biografów Lovecrafta, i przez niego samego opisywany w listach, epizod depresyjny. Rasizm Lovecrafta nie był zresztą przyczyną – on był jedynie rezultatem; skrajnym efektem wstrętu wobec naturalnego rytmu życia podlegającemu barbarzyńskiej logice przyrody: życia będącego ciągłym szaleństwem bezwzględnej konkurencji, życia traktującego głęboką świadomość jako zbędną fanaberię, wygenerowaną losowo kpinę. O ile „wielkie teksty”, jak ujął to francuski pisarz, wyrastają z tego doświadczenia materialnego lęku, o tyle „Muzyka Ericha Zanna” zdaje się mieć jeszcze głębszy wymiar – to właśnie w tym opowiadaniu człowiek, zdzierając mechanikę życia jako karnawału materii, staje twarzą w twarz z ostatecznym doznaniem kosmicznego horroru.

Co także stosunkowo rzadkie dla Lovecrafta, króciutka „Muzyka Ericha Zanna” ma całkiem solidną – a w świetle biografii Lovecrafta podwójnie uderzającą – warstwę autotematyczną, dotykającą silnych i złowrogich powiązań artystycznego geniuszu, kreatywności i szaleństwa, sztuki jako próby ujęcia nieuchwytnych rozumowo aspektów rzeczywistości w dostępny poznaniu system znaków, roli prawdy w kreacji artystycznej, czy też nieodpartej dla artysty pokusy dotknięcia Tajemnicy bez względu na cenę.

Szkoda, że Lovecraft nie napisał więcej takich opowiadań.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz