Wrogowie są jak Bóg – jeżeli nie istnieją, należy ich wymyślić. Są również – podobnie jak Bóg – wszechmocni. Stwarzają fakty, burzą świat i konstruują go na nowo w cyklach wyznaczanych rytmem politycznych interesów. Ponieważ nie są jednakże tożsami z Bogiem, ich wszechmoc jest partacka i to partactwo przepoczwarzające Zamysł w Spisek, ta ułomna omnipotencja szyta zbyt grubymi nićmi, budzi czujność i nadzieję wszystkich tych, których istnienie zostało pozbawione sensu walki o jakąś sprawę.
Być może ci ludzie powinni – zamiast wściekłości – odczuwać głęboką wdzięczność wobec wrogów, którzy pojawili się w ich życiu? Wreszcie wypełnia się pustka ich istnienia; ta sama pustka, której nie były w stanie zapełnić wcześniej pozytywne doktryny i religie. A może to właśnie ich doktryny i religie skazywały ich na pustkę, same ją wytworzyły, kreując potrzebę wszechobecności złych sił, których jednakże obiektywnie nie było i dopiero ślepy traf, demiurg okoliczności, pomógł uporać się z tą dojmującą nieobecnością?
Czy obecność zła jest wobec tego niezbędna do odczucia sensu?
Wydaje się, że tak, albowiem ta wściekłość ma w sobie coś fundamentalnie religijnego – wraz z całą swoją mitologią ma religijną strukturę, którą przeciągnięto jedynie na drugą stronę lustra; to religia w negatywie.
Raj musi być dla tych ludzi przerażającym miejscem.
środa, 31 października 2012
Głód Wielkiej Sprawy
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz