niedziela, 6 stycznia 2013

Plany i postanowienia do niezrealizowania

Parę drobnych ogłoszeń przy okazji odświeżenia szaty graficznej, sprowadzającej się do zmiany bannera. Trochę ponad rok temu informowałem o planowanych tekstach na rok 2012. Oczywiście, zgodnie z przewidywaniami, wyszło z tego niewiele. W związku z tym, ponieważ kolejny początek kolejnego roku (jak mawia mój szef – rok bliżej do trumny) to zawsze dobra okazja, zamieszczam kilka ogłoszeń, co do których proszę nie przywiązywać żadnej wagi. W końcu obiecać nie grzech.

Po pierwsze: Thomas Ligotti. Wiem, że wiele osób odwiedzających tę stronę poszukuje przekładów Ligottiego. Są wiadomości dobre i złe. Dobre wiadomości są takie, że przełożyłem, oprócz zamieszczonych już opowiadań, „The Bungalow House” i chyba opus magnum Ligottiego – „The Shadow, The Darkness” (oczywiście wszyscy znają pewnie już przekład Z. Królickiego, ale o tym, dlaczego nowy przekład – za chwilę). Teksty są zredagowane i jestem z nich całkiem zadowolony. Złe wiadomości są natomiast takie, że żaden z tych przekładów nie trafi na tę stronę. Jak zapewnie zorientowani w sprawie Ligottiańskiej wiedzą, chodzą słuchy o edycji książkowej i być może te tłumaczenia ukażą się w niej. Biorąc pod uwagę ilość przekładów Ligottiego, które upubliczniono na tym blogu i na zacmieniu.org, dalsze wrzucanie tłumaczeń kompletnie torpedowałoby sens wydawania Thomasa L. w Polsce w formie książkowej. Niestety, takie prawa rynku. Udzielać szerszych informacji o projekcie nie będę, ponieważ, po pierwsze, nie czuję się do tego upoważniony, po drugie – sprawa jest w tak mglistej fazie (ze względu na okoliczności niezależne od nikogo), że byłoby to kompletnie bez sensu. Natomiast, jeżeli z wielkiej chmury spadnie mały deszcz, albo i w ogóle nic nie spadnie (poza ładunkiem od mściwego gołębia przelatującego nieopodal), to wówczas te teksty na stronę trafią. Wydaje mi się, że takie postawienie sprawy jest uczciwe dla wszystkich zainteresowanych stron. Co do „Topografii koszmaru” publikowanej w drugim numerze „Trans-wizji” – tekst pewnie za jakiś czas wrzucę na stronę, kiedy wersja papierowa będzie już niedostępna. Oczywiście po odpowiednich poprawkach. Artykuł był pisany w dość dużym pośpiechu i wiele rzeczy wymaga w nim uściśleń / poprawek, tak merytorycznych jak i czysto redakcyjnych. Zdaję sobie z tych braków sprawę i mam nadzieję je wyeliminować.

Po drugie: jeżeli nie Ligotti, to co? Obiecywałem Oliviera Onionsa, ale oczywiście wszystko poszło w zupełnie inną stronę i szanowny pan Olivier będzie musiał zaczekać. Wykopałem za to kilku innych zapomnianych klasyków literatury grozy/weird fiction, dotychczas nie przekładanych szerzej na polski. Oczywiście, nie są to autorzy na miarę L., ale zawsze dobrze jest prześledzić, jak ewoluował gatunek. W tej chwili najbliższe publikacji są opowiadania Roberta Williama Chambersa ze zbioru „The King In Yellow” – historii połączonych wątkiem tytułowej sztuki teatralnej, której doświadczenie sprowadza na czytelników przekleństwo i obłęd. Oczywiście krytykanci powiedzą, że Chambers w swoich utworach grozy był trzeciorzędnym epigonem Poego, ale mimo wszystko „The King In Yellow” pewną reputację w historii tego typu literatury ma (na przykład Lovecraft bardzo sobie cenił) i byłoby miło go powszechniej przedstawić. Może, o ile pozwoli na to czas, przełożę też jakieś nieopublikowane w Polsce teksty grozy Hugha Walpole’a (np. „Tarnhelm”) – może to ramotki, ale przyjemnie się czyta.

Po trzecie: własne sprawy. Zapowiadałem wrzucenie mikropowieści Dozór, ale zmieniłem zdanie – z różnych powodów. Niezadowolenie z siebie jest tylko jednym z nich. Co zresztą poradzić? Mój próg autokrytycyzmu niestety rośnie szybciej niż próg umiejętności (Jacek Dukaj kiedyś o tym fajnie mówił), a przy trybie życia nie pozostawiającym wiele czasu na „pracę twórczą” efekty są takie, a nie inne.

Po czwarte: o książkach. Z tego też oczywiście się nie wywiązałem. Usprawiedliwiam się faktem, że do napisania czegoś na temat dwóch pozycji („Sekretne życie lalek” V.Nelson i „Oblicza nicości” J. Wasiewicza) będę potrzebował małej biblioteczki, a z tym, z racji tymczasowej emigracji, jest u mnie trudno. A ściągać książek z netu bardzo nie lubię. O Hope-Hogdsona „Domu na granicy światów” też chciałbym coś napisać, ale wcześniej chcę sobie tego samego autora przeczytać „The Night Land”, żeby mieć jakiś szerszy kontekst.

Oczywiście, czego bym nie napisał i nie obiecał, i tak będzie to pewnie wyglądać zupełnie inaczej, więc na tym poprzestanę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz