Śledztwo Stanisława Lema to chyba jedyny, obok opowiadania Ciemność i pleśń tekst pisarza tak jawnie flirtujący z konwencją weird. Choć o Śledztwie mówi się raczej w kontekście kryminału, to pomysł wyjściowy – samoczynnie znikające (a w zasadzie uciekające – z kostnic, domów pogrzebowych itd.) ludzkie zwłoki – przynależy bardziej do świata niesamowitości. Również sam klimat powieści – skąpany we wszechobecnej, dławiącej mgle, rozkwitający paletą wyjątkowo mrocznych odcieni w labiryncie krętych, ciasnych uliczek lub pośród odludnych, na wpół opustoszałych miejsc, przywodzi na myśl bardziej tradycje literatury niesamowitej.
Śledztwo, nazywane czasami „kryminałem o zbrodni bez sprawcy”, jest przede wszystkim wykładnią koncepcji, jak określił to prof. Jarzębski, „świata nadmiarowego”, „świata przepełnionego”, którego elementy w mnogości swoich form nigdy do siebie nie pasowały, nigdy nie tworzyły żadnej ontologicznie spójnej struktury i nigdy nie będą mogły stać się przedmiotem procesów poznawczych innych niż jałowa, sucha statystyka rozpisywana na wielu poziomach. Nieuchwytny sprawca „poruszeń” zwłok, animujący je na krótką chwilę wedle sztywnych, matematycznych reguł, wymyka się ujęciu swych działań innemu niż czysto liczbowe. Poszukiwanie sprawcy staje się dla prowadzącego tytułowe śledztwo porucznika Gregory’ego jednocześnie poszukiwaniem sensu, walką o sens, rozpaczliwą próbą obrony przyczynowo-skutkowo-celowego paradygmatu.
Można zaryzykować twierdzenie, iż Śledztwo stanowi głos Lema w temacie „kosmicznego horroru” – horrorem tym jest przypadkowość wszechświata, rozpełzający się we wszystkie strony bezosobowy chaos, w którym ludzkie istnienie oraz jego poznawcze i sensotwórcze udręki są tylko jedną z nieistotnych fluktuacji.
Spektakl Teatru Telewizji w reżyserii Waldemara Krzystka dość wiernie oddaje fabułę powieści oraz jej klimat, kładąc nacisk na filozoficzny wymiar historii stworzonej przez Lema. Niestety, nie udało się upchnąć w formule teatru telewizji wszystkich wątków – najbardziej szkoda halucynacyjnych wędrówek po zamglonym Londynie, jakie odbywa Gregory tropiąc doktora Scissa, apologetę statystyki, zdającego się skrywać klucz do rozwiązania zagadki. Został też niemal w całości (poza krótką sceną z dziwacznymi stukotami w mieszkaniu Gregory’ego) pominięty chyba najbardziej mroczny w powieści wątek państwa Fenshaw, sąsiadów detektywa. Tym niemniej, warto poświecić nieco ponad godzinę na spektakl wiernie adaptujący jedną z najbardziej niepokojących i jednocześnie najbardziej niedocenianych polskich powieści.
Przepraszam z góry za nienajlepszą jakość obrazu – jest to jedyna pełna wersja, jaką udało mi się wyszperać w otchłaniach Internetu. Zdecydowałem się na pokazanie Śledztwa z kilku powodów – po pierwsze, Telewizja Polska nie rozpieszcza widzów powszechną dostępnością do zrealizowanych już materiałów, zwłaszcza Teatru Telewizji, po drugie – kompletnie nie mam zaufania do różnych dziwnych serwisów, w których można rzekomo obejrzeć spektakl.
czwartek, 13 lutego 2014
Śledztwo
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz