czwartek, 29 października 2015

Wiedeńska (post)apokalipsa (Za sprawą nocy – Thomas Glavinic)

Przyznam, że nie potrafię zdecydować, czy bardziej podoba mi się genialny przekład tytułu powieści Glavinica, czy tytuł oryginalny, Die Arbeit Der Nacht. Obydwie wersje kładą nacisk na nieco inne akcenty, pozwalają nieco inaczej spojrzeć na tekst, obydwie brzmią wspaniale – prosto i poetycko, z głębokim brzmieniowym rezonansem, podkreślającym sposób, w jaki powieść austriackiego pisarza, stanowiąca mroczniejszą wersję Wielkiego solo Antona L. Herberta Rosendofera, działa na czytelnika. A działa bardzo mocno.

Glavinic ograny motyw „ostatniego człowieka na Ziemi” redukuje do minimum. Trzydziestokilkuletni Jonasz, mieszkaniec Wiednia, pewnego dnia (4 lipca) budzi się w swoim mieszkaniu, by dość szybko stwierdzić, że świat przed chwilą się skończył: nigdzie nie ma żadnych ludzi, bliscy nie odbierają połączeń, nie działa Internet, telewizja i radio, nigdzie nie ma nawet żadnych zwierząt. Po najbliższych zostały jedynie ich zapachy w domach i rozładowujące się telefony. Cokolwiek się wydarzyło, wydarzyło się nagle. Poszukując śladów życia w opustoszałym Wiedniu, Jonasz natrafia na poszlaki świadczące o tym, że zmiana, która zaszła, miała charakter równie błyskawiczny, co cichy. Jednocześnie Jonasz zauważa, że być może niekoniecznie jest sam – w mieszkaniu zamkniętym na noc od środka ktoś przestawia przedmioty, zostawia delikatne sugestie obecności. Jonasz zaczyna rejestrować noc oraz własny sen; oglądając nagrane taśmy widzi Śniącego – samego siebie, wykonującego równie absurdalne, co przerażające czynności. Samego siebie, lecz obcego. Wrogiego, coraz bardziej groźnego i nieludzkiego. Jednocześnie, nie mogąc znaleźć żadnego rozwiązania zagadki, Jonasz pogrąża się we wspomnieniach, wydobywa na wierzch minione, rekapituluje własne dzieciństwo i młodość, zastanawiając się, czy gdzieś w nich nie ukrywa się odpowiedź na pytanie co się stało w nocy z 3 na 4 lipca i dlaczego właśnie on ocalał.

Choć nikt nie nazwał wprost „Za sprawa nocy” horrorem, jest to prawdopodobnie najbardziej przerażająca powieść, jaką miałem okazję czytać w ostatnich latach. Już same opisy przeszukiwanych przez Jonasza opuszczonych budynków, w których rozlegają się dziwaczne dźwięki potrafią skutecznie zmrozić krew w żyłach, podobnie jak sceny, w których Jonasz ogląda nocne nagrania z udziałem nie-siebie. Jednakże nie te formalne, poprawnie zastosowane, choć ograne zabiegi czynią powieść Austriaka straszną. Tym czymś jest absolutnie przytłaczająca wizja ludzkiej samotności i poznawczego upośledzenia, które uniemożliwia człowiekowi udzielenie sobie odpowiedzi na fundamentalne pytania o sens własnej obecności w świecie oraz reguły, jakimi ów świat się kieruje.

Przyznam, że miałem pewien problem interpretacyjny z tą książką. Glavinic ostentacyjnie ignoruje pewne „zobowiązania formalne”, jakie wynikałyby ze zastosowania konwencji postapokaliptycznej. Jonasz, choć przy pomocy zwożonych ciężarówką kamer obsesyjnie filmuje samego siebie i wymarły Wiedeń, choć włamuje się do sklepów, biur, restauracji, w których zostawia wiadomości dla – być może – jakichś ocalałych, ani razu nie sprawdzi zapisów z kamer bezpieczeństwa, które być może, jeżeli nie przyniosłyby rozwiązania zagadki, to być może podsunęłyby jakieś poszlaki. Zamiast tego coraz silniej będzie poddawać się strumieniom wspomnień; odcięty (a być może odciążony) od innych ludzi, zacznie wydobywać niebywale bogate w szczegóły obrazy. Z czasem problem końca świata staje się dla powieści trzeciorzędny, zaś na pierwszy plan wychodzi dziwaczna gra pamięci, urojeń i coraz bardziej złowieszczych działań podejmowanych przez Śpiącego.

Pytanie, które musi pojawić się w tym kontekście brzmi: przed czym (i w co) tak naprawdę ucieka Jonasz? Co jest jego Niniwą? Wyrzucony poza bieg ludzkiej historii jak za burtę statku, utknął w trzewiach bezludnego świata niczym biblijny prorok w brzuchu wieloryba. Odpowiedzi może być wiele: przed samym sobą, przed Austrią – krajem, który nie zauważył zmian, jakie zaszły wokół, przed współistnieniem z innymi, przed rodziną. A może przed upływem czasu? W rozmyślaniach Jonasza obsesyjnie powraca idea „spowolnienia” – wykonywania jakiejś czynności tak długo, by poczuć kryjącą się pod upływem minut wieczność. Jonasz – koniec końców – dojrzeje do udzielenia sobie odpowiedzi, do podążenia za przypisaną mu koniecznością. Ale to wyzwolenie będzie równie gorzkie, jak gorzkie było ocalenie, które stało się jego piekłem.

P.S. omawiałem kiedyś powieść Ostatni świat Celine Minard, która porusza się w podobnych obszarach – choć obie książki mówią o nieco innych sprawach, zgrabnie się uzupełniają, także pod względem pretekstowości w wykorzystaniu konwencji postapokaliptycznej dla poruszenia problemów przede wszystkim egzystencjalnych.

2 komentarze:

  1. Ciekawa tematyka, gdzieś do nabycia ta książka?
    maszynistaGrot

    OdpowiedzUsuń
  2. Kupiłem za grosze (14 zł) na Allegro. Z tego co pamiętam, ofert jest dużo.

    OdpowiedzUsuń