piątek, 18 grudnia 2015

Widokówka (jeszcze jeden fragment)

Chciałem napisać jakąś fajną notkę o bardzo dobrym "Ciemnym Edenie"" Chrisa Becketta, ale jakoś mi nie idzie. Więc wrzucę jeszcze jeden fragment z "Nie ma wędrowca", żeby wszyscy zainteresowani wiedzieli, jak obfitująca w akcję i efektowne sceny będzie to powieść:

Szum lasu. Uwielbiam go, ponieważ niczego nie mówi, nawet nie opowiada sam siebie, tylko płynie kolejnymi warstwami liści, łagodnie kołysze się pod najlżejszymi dotknięciami wiatru. Las żyje, ale nie ma świadomości tego, że jest lasem, w związku z czym nie odczuwa tej irytującej potrzeby, aby obwieszczać wszem i wobec własne istnienie. Jego mowa nie mówi niczego, jest niezobowiązująca, ale nie w sposób, w jaki niezobowiązujące są rozmowy o pogodzie, luźne uwagi o życiu politycznym, czy też wszelkie inne maski słów, za którymi kryją się oblicza odwzajemnianej nudy.

Szum lasu jest jak łagodnie wygwizdywana melodia, która z jakiegoś powodu przyszła komuś na myśl – komuś, kto nawet nie zastanawia się, dlaczego ta właśnie melodia, a nie inna; nie zastanawia się, ponieważ nie wie, że ją właśnie nuci. Ten bezinteresowny szept jest najdoskonalszym z języków – pozbawionym przemocy treści, a także naprzemiennych jednoznaczności i wieloznaczności, które w każdym innym wypadku należałoby uwewnętrznić, które należałoby zrozumieć lub usiłować zrozumieć, które mogłyby chcieć wywrzeć wpływ na słuchacza, coś mu nakazać lub objawić którąś z tych bezlitosnych prawd sprawiających, że nasze imiona przestają mieć znaczenie i łuszczą się na nas jedynie, jak stara skóra węża, która jednak nie do końca odpadła z jego gładkiego ciała.

Cały dzień chodziłem w słońcu. Było gorąco i duszno. Wieczorem, tuż przed zachodem, rozpaliłem ognisko.

Kiedy siedzę, opadające słońce przebija przez listowie i ogrzewa moją twarz resztkami czerwonej łuny. Gdzieś śpiewa ptak. Wysoko przeobrażają się chmury. Wpatruję się w kształty stojących nieopodal zdziczałych jabłoni i grusz i w dobywające się z ogniska lekkie smużki dymu, uciekające w ciemniejące niebo. Mam lepkie, spocone dłonie, czuję jak przywarła do nich tłusta warstwa brudu i sadzy. Twarz jest tak samo brudna.

Kiedy podchodzę do potoku, aby ją przemyć, nie poznaję swojego odbicia w powierzchni strumienia. Burzę ją rękoma, nabierając wodę, i opłukuję twarz. Zwierciadlana powierzchnia po chwili odzyskuje gładkość, ale nadal nie widzę siebie. Znów przemywam tę dziwną maskę, spłukuję ją – i znów widzę kogoś innego. Czy istnieję? Czy jestem ja? Jacy ludzie skrywają się pod kolejnymi warstwami, zmywanymi zimną wodą? Krople spływające z brody i brwi mącą obraz, zlewam się z tłem drzew i wieczornych chmur, z kamieniami obmywanymi przez prąd potoku.

7 komentarzy:

  1. Ale może warto w tym miejscu zaznaczyć,że refleksje jakie nachodzą narratora są efektem szokującego odkrycia jakiego dokonał;odkrycia tak przerażającego,że większość z nas nie była by w stanie normalnie żyć z taką wiedzą;najgorszemu wrogowi tego nie życzę.old weirdman

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten fragment ze spłukiwaniem twarzy wyborny.

    Tak z innej beczki, nieco atmosfera leśna przyrodnicza skojarzyła mi się choć to dość luźne skojarzenie z przyrodniczą grozą Algernona Blackwooda - Wierzby, Urok śniegu, Wendigo.

    maszynistaGrot

    OdpowiedzUsuń
  3. Siły przyrody (z naciskiem na siły zimy) odegrają tam niebagatelną rolę, zarówno "klimatotwórczo", jak i fabularnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. To fajnie, takie coś mi się podoba.

    Swoją drogą Blackwooda sobie planuje odświeżyć co niektóre opowiadania. Mam nadzieję (płonną?) że w końcu ukaże się po polsku kolejna jego książka. Może to opinia, która nie wszystkim przypadnie do gustu, ale "Wendigo i inne upiory" wydaje mi się najlepszym tomikiem niezwykle cenionej przeze mnie 'Biblioteki Grozy'. Przynajmniej jeśli chodzi o ilość, różnorodność bardzo dobrych utworów. Niestety ostatnie tomiki BG są delikatnie pisząc nie najlepsze, choć oczywiście cały czas kibicuje serii. Blackwooda warto czytać, myślę że jego utwory są niezwykle inspirujące, sam HPL przecież uznał "Wierzby" za najlepsze opowiadanie grozy wszechczasów.

    maszynistaGrot

    OdpowiedzUsuń
  5. Maszynisto wiesz,że jedynym problemem są tu pieniądze-teksty Blackwooda nie są w domenie publicznej więc na razie raczej w naszej ukochanej niszowej serii ich nie zobaczymy. Ale wierz mi:przerażająca zima ukazana w powieści Wojtka Guni zrobiła na mnie ogromne wrażenie;kiedy bohater wskutek pewnych perypetii-i przebywania na mrozie-zaczyna chorować jest to opisane tak sugestywnie,że sam dostałem quasi przeziębienia-poważnie;dostałem dreszczy i musiałem przerwać czytanie. Ta powieść boli...old weirdman.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze zatem, że powieść jest krótka i nikomu szkód zdrowotnych nie uczyni:)

    W sumie jakąś nowością dla mnie jest to, że wykorzystałem tam mnóstwo historii, miejsc i postaci, które albo poznałem (głównie podczas zamieszkiwania na Bałkanach), albo o których czytałem / oglądałem w pracach dokumentalnych. Powiedziałbym nawet, że dla tekstu jest to ważniejsze niż wątek nadnaturalny, który jest dość drugorzędny, by nie powiedzieć, że marginalny, przez jakieś 3/4 powieści.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale jest wyczuwalny przez całą powieść-dlatego ja uważam NMW za powieść weird fiction choć zdaję sobie sprawę,że to ghost story;mam na myśli atmosferę która towarzyszy odkryciom bohatera;przez cały czas czułem,że jest on o krok od odkrycia tajemnicy tak przerażającej,że ten proces odkrywania jej sugeruje istnienie jakiegoś innego porządku rzeczy którego nie znamy,że kolejne odsłony zaburzą wszystko w co dotychczas wierzył,że siły z którymi się zetknie są potężne,nieznane,niezrozumiałe i nie do zatrzymania. To ghost story w konwencji powieści egzystencjalnej z atmosferą jaka towarzyszy kosmicznej grozie weird fiction-końcówka to czysta kosmiczna groza. Ale to nie zmienia faktu,że najmocniejsze sceny powieści mają charakter naturalistyczny:najbrutalniejszy zawsze okazuje się tzw. normalny człowiek.old weirdman

    OdpowiedzUsuń