poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Ciemne oświecenia II

Oto ujrzałem siebie ze mną samym w nicości i tylko w odległej dali jarzyła się ostatnia ziemia, jak dogasająca iskra – ale była to tylko jakaś moja myśl, która właśnie się skończyła. Jeden jedyny ton niósł się ciężko i poważnie przez pustkę – był to ustępujący czas, a teraz nastawała ciemność. Przestałem myśleć o wszystkim innym i myślałem tylko o sobie! Żadnego przedmiotu wokół prócz wielkiego straszliwego Ja, które pożerało samo siebie, a połykając znów siebie rodziło. Zmiana znikła wraz z czasem. Nie zapadałem, bo nie było też żadnej przestrzeni, podobnie też nie czułem, bym się wznosił: panowała straszliwa wiecznie pusta nuda.

(…)

O, biada! Cóż to – ty też jesteś maską i mnie oszukujesz? – Nie widzę już ojca – gdzie jesteś? – Przy dotknięciu rozpada się wszystko w popiół, i na spodzie leży jeszcze tylko garstka prochu, Parę odżywionych robaków usiłuje się po cichu wycofać, jak moralni mówcy pogrzebowi, co przebrali miarę w czasie stypy. Tę garstkę ojcowskiego popiołu rozsypuję w powietrze, i pozostaje – Nic!

Po drugiej stronie stoi jeszcze nad grobem wizjoner i obejmuje – Nic!

A echo w kaplicy cmentarnej powtarza po raz ostatni: - Nic!

Ernst August Friedrich Klingemann (jako Bonawentura), Straże Nocne, przekł. K.Krzemieniowa, M.Żmigrodzka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz