wtorek, 20 sierpnia 2013

Ciemne oświecenia III

"Tak więc jest to naprawdę bardzo, bardzo proste.” – kontynuował artysta. „Nasze ciała nie są niczym więcej niż manifestacją tej energii, tej aktywującej siły, która wprawia w ruch wszelkie obiekty, wszystkie ciała tego świata, umożliwiając im istnienie w takiej, a nie innej formie. Ta aktywująca siła jest czymś jak cień, który nie znajduje się na zewnątrz wszystkich ciał tego świata, ale wewnątrz wszystkiego, zupełnie przez wszystko przenikając – wszechporuszającą ciemnością, która wprawdzie nie ma substancji sama w sobie, ale porusza wszystkie obiekty tego świata, wliczając te spośród tychże obiektów tego świata, które nazywamy naszymi ciałami. Kiedy cierpiałem w szpitalu, w którym poddano mnie leczeniu, męki wywołane zaburzeniami trawienia, zstąpiłem, że tak to określę, w tak głębokie otchłanie bytu, że mogłem poczuć, jak ten cień, ta ciemność, aktywuje moje ciało. Mogłem także słyszeć jej poruszenia, nie tylko wewnątrz mnie, ale i wszędzie wokół mnie, ponieważ odgłos, który wydaje, nie był odgłosem mojego ciała – był to odgłos tego cienia, tej ciemności, który jest jak żaden inny. W ten sam sposób mogłem wyczuć działania tej wszechobecnej i wszechporuszającej siły poprzez zmysł powonienia, poprzez zmysł smaku, jak również poprzez zmysł dotyku, w które to zmysły moje ciało zostało wyposażone. W końcu otwarłem oczy, które przez wzgląd na ból, paraliżujący podczas ataku moje ciało, miałem zamknięte przez dłuższy czas. I kiedy je otwarłem, odkryłem, że widzę, jak wszystko wokół mnie, wliczając w to także moje ciało, jest aktywowane od wewnątrz przez ten wszechobecny cień, tą wszechporuszającą ciemność. I nic już nie wyglądało tak, jak wyglądało przedtem. Przed tamtą nocą nigdy nie doświadczyłem świata tak esencjonalnie poprzez organy moich zmysłów, będącymi jedynymi narzędziami umożliwiającymi wejrzenie w tę najgłębszą otchłań bytu, którą nazywam cieniem i ciemnością. Moje fałszywe i nierealne dokonania jako artysty były jedynie wytworem spreparowanym przez mój umysł lub przez moja wyobraźnię, które są niczym innym niż bezsensownymi i złudnymi fabrykacjami, zakłócającymi pracę naszych zmysłów. Wierzyłem, że te prace w jakiś sposób odzwierciedlają naturę mojej osobowości lub duszy, podczas gdy jedynym, co tak naprawdę odzwierciedlały, było moje obłąkane i bezużyteczne pragnienie, aby robić coś i aby być czymś, co zawsze oznacza bycie czymś fałszywym i nierealnym oraz robienie czegoś fałszywego i nierealnego. Jak wszystko inne, te pragnienia zostały wzbudzone przez ten sam wszechobecny cień, tę wszechporuszającą ciemność, których – dzięki samoczynnie ustępującym cierpieniom spowodowanym zaburzeniami trawienia – mogłem teraz doświadczać poprzez organy moich zmysłów i bez zakłóceń mojego wyobrażonego umysłu lub wyobrażonej osobowości.

(…) Kiedy już mój umysł i moje indywidualne poczucie osobowości zostały zniszczone, wszystko zostało w gestii organów postrzegania zmysłowego, poprzez które mogłem po raz pierwszy doświadczyć tej najgłębszej otchłani bytu, tego cienia, tej ciemności, które wzbudzały we mnie pragnienie efektywności w robieniu czegoś i w byciu czymś, poprzez co aktywowały jednocześnie ruch mojego ciała poprzez ten świat; podobnie jak aktywują wszystkie inne ciała. A to, czego doświadczyłem poprzez narzędzia moich zmysłów – ten spektakl skrytego we wszystkim cienia, poruszającej wszystkim ciemności – było tak przerażające, że byłem pewien, że przestanę istnieć. W pewnym sensie, ze względu na to, jak zaczęły działać moje zmysły, szczególnie zmysł wzroku, przestałem istnieć w sposób, w jaki istniałem przed tamtą nocą. Bez zakłóceń wywoływanych moim umysłem lub moją wyobraźnią, bez tych wszystkich nonsensownych rojeń o duszy i osobowości, zostałem zmuszony oglądać rzeczy przez pryzmat ukrytego w nich wszystkich cienia, aktywującej je ciemności. I było to tak totalnie przerażające, że żadne moje słowa nie są w stanie tego opisać.”

Mimo to Grossvogel począł szczegółowo wyjaśniać tym z nas, którzy zdecydowali się uiścić niebotyczną opłatę za wstęp na jego wystawę, czym dokładnie był ten wstrząsający sposób, w jaki musiał zacząć widzieć świat wokół siebie, wliczając w to jego własne ciało pogrążone w trawiennych męczarniach i dlaczego był usilnie przekonany, że ten ogląd rzeczywistości wkrótce spowoduje jego śmierć, pomimo wszelkich zapobiegawczych środków podjętych w trakcie jego leczenia w szpitalu. Grossvogel był absolutnie pewien, że jego jedyną nadzieją na przeżycie było unicestwienie siebie, w tym sensie, że osoba (umysł, osobowość), którą był Grossvogel, powinna przestać istnieć. Ten konieczny warunek przetrwania, jak utrzymywał, skłonił jego fizyczne ciało do „metamorficznego uzdrowienia”. W ciągu ledwie paru godzin, jak utrzymywał, ustąpiły wszelkie ostre bóle brzucha, od których rozpoczął się jego kryzys, a co więcej – był zdolny znieść sposób, w jaki bezwzględnie musiał teraz postrzegać rzeczy; jak to ujął „przez pryzmat ukrytego we wszystkim cienia, aktywującej wszystko ciemności”. Odkąd osoba, którą był Grossvogel przestała istnieć – jak Grossvogel wyjaśniał – ciało Grossvogela mogło wreszcie stać się efektywnym organizmem, nie niepokojonym urojonymi udrękami, zsyłanymi nań przedtem przez jego sfabrykowany umysł oraz jego fałszywą i nieprawdziwą osobowość. Jak sam to ujął w słowa: „nie jestem już dłużej niewolnikiem swojej osobowości i swojego umysłu”. Tym, co widziała teraz publiczność, było, jak sam powiedział, ciało Grossvogela mówiące głosem Grossvogela i używające systemu neurologicznego Grossvogela, ale bez zniekształceń powodowanych urojoną osobą znaną jako Grossvogel: wszystkie jego słowa i działania, jak wyjaśniał, wynikały teraz bezpośrednio z tej samej siły, która aktywuje każdego z nas, co zrozumielibyśmy w pełni, gdybyśmy zostali zmuszeni zrobić to samo co on, aby zachować życie. Artysta podkreślał w przerażająco spokojny sposób, że pod żadnym pozorem nie wybrał niezwykłego sposobu, w jaki został uleczony. Nikt nie wybrałby z nieprzymuszonej woli czegoś podobnego – twierdził. Każdy chce kontynuować swoje istnienie jako umysł, jako osobowość bez względu na ból, jaki to sprawia, bez względu na fałsz i nierzeczywistość własnego stanu; każdy wybiera właśnie to zamiast zmierzenia się z dość oczywistym faktem bycia jedynie ciałem wprawionym w ruch przez tę bezmyślną, bezduszną, bezosobową siłę, którą określał jako cień i ciemność. Tym niemniej, jak wyjawił nam Grossvogel, była to rzeczywistość, którą musiał zaakceptować, jeżeli jego ciało chciało kontynuować swoje istnienie i stać się sprawnym organizmem. „To była po prostu kwestia zwykłego, fizycznego przetrwania” – powiedział. „Każdy powinien to zrozumieć. I każdy zapewne zrobiłby to samo.” Co więcej, to słynne metamorficzne uzdrowienie, w wyniku którego Grossvogel jako osoba zmarł, aby Grossvogel jako ciało mógł zachować życie, było tak efektywne, że – jak powiedział publiczności – natychmiast wyruszył w długą, intensywną podróż, głównie tanimi połączeniami autobusowymi, którymi przemierzył wzdłuż i wszerz cały kraj, mogąc obserwować różnych ludzi i rozmaite miejsca, sprawdzając w ten sposób swoją nową zdolność do postrzegania przenikającego je cienia i aktywującej je ciemności, jako że porzucił już wszelkie błędne mniemania o świecie tworzonym przez umysł lub wyobraźnię – te zniewalające mechanizmy, których się pozbył – jak również porzucił błędne wyobrażenia o tym, że ktokolwiek lub cokolwiek posiada duszę lub osobowość. I gdziekolwiek się udał, był zawsze świadkiem tego samego spektaklu, którego upiorność wcześniej nieomal nie odebrała mu życia.

„Mogę teraz poznawać świat dokładnie poprzez zmysły mojego ciała.” – kontynuował Grossvogel. „Widzę poprzez moje ciało rzeczy, których nigdy nie ujrzałbym swoim umysłem lub wyobraźnią nieudolnego artysty. Dokądkolwiek się udałem, mogłem doskonale widzieć, jak ten wszechobecny cień, jak ta wszechporuszająca ciemność wykorzystuje nasz świat. Ponieważ ten cień, ta ciemność nie posiada nic własnego, toteż nie może zaistnieć inaczej niż aktywująca siła lub energia; podczas gdy my posiadamy jedynie nasze ciała, jesteśmy tylko naszymi ciałami, i to, czy są to ciała organiczne, czy też nie; czy są to ciała ludzkie, czy też nie – nie robi żadnej różnicy, ponieważ są to po prostu ciała i nic więcej niż ciała, bez żadnego komponentu jak umysł, dusza lub osobowość. W taki sposób ten cień, ta ciemność wykorzystuje nasz świat, aby uzyskać to, czego potrzebuje, by trwać. Nie posiada nic za wyjątkiem swojej aktywującej energii, podczas gdy my nie jesteśmy niczym innym niż naszymi ciałami. To dlatego ten cień, ta ciemność sprawia, że rzeczy są tym, czym nigdy nie były i czynią to, czego nigdy nie chciały czynić. Ponieważ bez tego skrytego w nich cienia, bez tej wszechporuszającej czerni, która je aktywuje, nie byłyby niczym więcej niż w istocie są – ochłapami materii pozbawionymi zdolności odczuwania jakichkolwiek bodźców, pozbawionymi pragnień by przetrwać, by odnieść na tym świecie sukces. Ten stan rzeczy powinien być nazwany po imieniu – to absoluty koszmar. I to jest dokładnie to, czego doświadczyłem w tamtym szpitalu, zdawszy sobie sprawę z powodu mojego gastrycznego cierpienia, że nie mam umysłu, nie mam wyobraźni, nie mam duszy i nie mam osobowości – że to wszystko to jedynie bezsensowne i złudne bariery stworzone w celu ukrycia przed ludźmi prawdy o tym, czym tak naprawdę są: zbieraniną ciał aktywowanych przez cień i ciemność. Ci spośród nas, którzy są sprawnymi organizmami jakiegokolwiek stopnia, w tym również artyści, są właśnie takimi organizmami jedynie ze względu na sposób, w jaki funkcjonują jako ciała, a nie ze względu na umysły lub osobowości. To przekonanie o istnieniu umysłu, wyobraźni, duszy i osobowości jest właśnie powodem dla którego poniosłem tak druzgocąca klęskę. Moją jedyną nadzieją była moja zdolność, by przejść przez to metamorficzne uzdrowienie, by zaakceptować w sposób absolutny koszmarny porządek rzeczy, dzięki czemu mogłem zacząć funkcjonować jako sprawny organizm, nawet bez tego ochronnego nonsensu o umyśle i wyobraźni, bez tego ochronnego majaczenia o posiadaniu jakiejkolwiek duszy lub osobowości. W innym wypadku unicestwiłoby mnie śmiertelne szaleństwo spowodowane uzmysłowieniem sobie tej dewastującej prawdy. To dlatego osoba będąca Grossvogelem musiała umrzeć w tym szpitalu – i to na dobre – aby ciało Grossvogela mogło uwolnić się od swoich problemów trawiennych i wyruszyć w podróż we wszystkich możliwych kierunkach, różnymi środkami transportu, głównie tanimi międzystanowymi liniami autobusowymi, podczas której mogło być świadkiem niekończącego się spektaklu cienia i ciemności, wykorzystującego nasz świat, by trwać. I po tym, jak uczestniczyłem w tym spektaklu, okazało się dla mnie nieodzownym, aby przedstawić go w jakiejś formie; nie jako artysta, który zawiódł, ponieważ chciał skorzystać z nonsensów nazywanych umysłem i wyobraźnią, ale jako ciało sprawnie postrzegające sposób, w jaki funkcjonuje świat.

Thomas Ligotti, Cień, ciemność, przekład mój.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz