Przygnębiająca większość ideologii służy jedynie jako parawan dla instynktownych potrzeb i wewnętrznych uwarunkowań – ideologie nie tyle kształtują potrzeby i warunkują, ile po prostu odzwierciedlają to, co już jest. Dlatego nawet najbardziej prymitywna ideologia jest wyrafinowaną formą usprawiedliwiania siebie wobec siebie, świata i wobec bliźniego, nawet tego, któremu pragnie się wyrządzić krzywdę. Nawet najbardziej agresywna i inwazyjna ideologia jest jedynie maską racjonalności nakładaną na zwierzęcy pysk, który pragnie i dąży do realizacji tego pragnienia, nie zdając sobie sprawy z jego źródeł. Jest to działanie bardzo skuteczne – wygłaszający płomienne mowy fanatyk, który właśnie dokonał lub zaraz dokona zbrodni zawsze będzie przerażać nas mniej niż człowiek, który przyznaje wprost, że jego działania wynikają wyłącznie z jego pragnień. Człowiek, który swoją dobroć obudowuje strukturą postulatów i deklaracji zawsze będzie bardziej atrakcyjny niż ten, który czyni dobro, bo tego po prostu chce, bo taką ma potrzebę. Nieprzypadkowo za najbardziej irytującą odpowiedź o motywację uznaje się klasyczne „bo tak mi się podoba” lub po prostu „bo tak”. Świat ludzki, świat społeczny jest światem, w którym nie można pragnąć po prostu – należy pragnąć zawsze w imię czegoś, dla kogoś, po coś. Uprawomocnienie pragnienia to określenie go poprzez zewnętrzność. Przetworzenie tego, co własne w to, co publiczne. Dlatego ideologie w przytłaczającej większości są niczym ponad usprawiedliwianiem instynktów. Ideologie niczego nie tłumaczą – jedynie potwierdzają, nie dają żadnych odpowiedzi – ponieważ nigdy nie potrzebowały pytań. Można – parafrazując Emmanuela Levinasa – powiedzieć, że ideologia jest egoistyczną tautologią „tożsamości”.
Czy jest możliwa ideologia uczciwa, tzn. taka, która wypływa wprost z niezależnego namysłu; ideologia, która kształtuje, a nie odzwierciedla? Wszystko rozbija się o przekonanie, jak głęboko sięgają nasze uwarunkowania. Kiedy w „Głosie Pana” Lema Piotr Hogarth przyznaje się do swojej skłonności do zła, którą postanowił przełamać, bo jeszcze silniejsza była w nim potrzeba buntu, można zacząć się zastanawiać, czy istnieje jakikolwiek poziom wolnej woli – czy nawet to, co uznaje się za krańcowy przykład istnienia wolnej woli – czyli działanie celowo sprzeczne z własnymi uwarunkowaniami - nie jest przypadkiem rezultatem tkwiącego jeszcze głębiej uwarunkowania. Myśl o tym jest o tyle przykra, że nasze tak zwane „wybory” są dla nas często źródłem dumy: obwieszczamy światu swoje wyrzeczenie, poświęcenie, naznaczamy się naszymi wyborami jak orderami i wypinamy piersi w oczekiwaniu jeżeli nie na oklaski, to przynajmniej na aprobatę. Tymczasem ta duma nie różni się dokładnie niczym od szczeniackiego zawstydzenia, z jakim przedkładaliśmy w podstawówce usprawiedliwienie wypisane przez rodziców. U podstaw tych dwóch pozornie różnych sytuacji leży jeden odruch: potrzeba usprawiedliwienia za pomocą określenia swoich potrzeb i pragnień poprzez zewnętrzność.
The struggle to free myself of restraints becomes my very shackles*
Przez pewien czas uważałem że ideologiczna uczciwość jest możliwa jedynie w dwóch wypadkach: kiedy ideologia zostaje sprowadzona do wspominanego wyżej „ja chcę” albo wtedy, kiedy dochodzi do radykalnego złamania „ja” poprzez myśl – w takim rozumieniu najuczciwszym z altruistów byłby ten, kto czyni wszem i wobec dobro organicznie nienawidząc ludzi, człowiekiem najuczciwszej religijności byłby ten, kto nie potrafiąc w nic uwierzyć deklaruje wiarę i postępuje według jej zasad, najuczciwszym faszystą byłby ten, kto obmyśla sposoby represji i wykluczania, posiadając wrodzoną tolerancję wobec każdej odmienności, najuczciwszym nihilistą byłby ten, kto neguje wszystko, choć natura wrodziła w niego zmysł sensotwórczy, a antynatalistą ten, kto odrzuca rodzicielstwo, niczego tak nie pragnąc, jak mieć dzieci. Spróbuj rozważyć swój światopogląd i w pełni szczerze odpowiedz na pytanie co było pierwsze: twoje oczekiwania, które rezonują w wartościach, które głosisz, czy istniejące gdzieś na zewnątrz wartości, które przyjmujesz i które kreują twoje organiczne oczekiwania? Czy w chwili, gdy zmieniasz światopogląd, dokonuje się obok ciebie logiczne przewartościowanie kierujące cię ku nowej prawdzie, czy jedynie zmieniają się układy sił, odzwierciedlające się w tym, jak sobie sam tłumaczysz rzeczywistość? Warunkiem uczciwości postawy byłaby zatem jej sprzeczność z naszą kondycją. Tylko, czy istnieje możliwość jakiegokolwiek łamania „ja”, jeżeli „ja” to tylko uwarunkowania narzucone przez świat? Czy można w ogóle w jakikolwiek sposób wyjść poza uwarunkowania?
Oto jest ostateczny, najgłębszy i najbardziej dotkliwy paradoks dążenia do wolności, które wyrażamy poprzez uczestnictwo w walce o uprawomocnienie naszych ideologii (którą to walkę nazywamy „kulturą”): ta wolność istnieje jedynie jako niedostępna nam idea. Cokolwiek czynimy, czynimy dlatego, że taka jest nasza konieczność. Nawet rzeczy, które czynimy wbrew sobie, wpychając się w cierpienie i pogłębioną samoświadomość, czynimy zgodnie ze swoim zaprogramowaniem – po prostu nasz najgłębszy program to „przeczenie”. Kiedy medytujemy, aby wyzbyć się myśli – czynimy to, bo naszym najgłębszym programem jest potrzeba oczyszczenia z myśli. Wszelkie konstrukcje logiczne, jakie nakładamy na własne działania, wszelkie doktrynalne uzasadnienia służą jedynie usprawiedliwianiu wrodzonych konieczności. Retoryczny makijaż dla bydlęcia, które po prostu chce. Kiedy mówię, że chcę pozbyć się światopoglądu, że nie chcę mieć jakichkolwiek poglądów na cokolwiek – wyrażam jedynie najgłębszą potrzebę, by nie posiadać światopoglądu, by nie mieć jakichkolwiek poglądów na cokolwiek. Jakiekolwiek postulaty, doktryny, ideologie odarte z masek wzniosłego pustosłowia sprowadzają się do takiej właśnie ordynarnej tautologii.
czwartek, 6 listopada 2014
O wnioskach z wyznawania ideologii
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czuję się jakbym dostał łopatą w potylicę. Prawdopodobnie najważniejszy post jaki w życiu czytałem. old weirdman.
OdpowiedzUsuńPo małym namyśle:wydaje mi się,że najgłębsze uwarunkowanie,rodzaj podstawowego oprogramowania to te które uaktywnia się w najwcześniejszym dzieciństwie kiedy zaczynamy myśleć,mam wrażenie,że wtedy naprawdę wiedziałem jaki chcę być i co będzie w życiu dla mnie naprawdę ważne,później z czasem to podst. oprogramowanie(podst. uwarunkowanie) sam zacząłem niejako łamać żeby móc żyć i sprawnie funkcjonować jako jednostka jedna z wielu,jednak zawsze miałem świadomość,że łamie moje podstawowe uwarunkowanie w większym lub mniejszym zakresie i zrozumiałem,że łamanie głębokich,podst.uwarunkowań jest koniecznością "normalnego" stadnego życia.old weirdman.
UsuńNo właśnie, wszystko zatem sprowadza się - w taki czy inny sposób - do walki pomiędzy koniecznościami, które albo są wrodzone, albo zewnętrzne (przy czym to, co wrodzone jest tak naprawdę zewnętrzne - w tym sensie, że tak jak to, co zewnętrzne, jest niezależne od nas, przychodzi skądinąd (np. z genów, które częściowo losowo otrzymujemy). W jakiś sposób przykre jest to, że tak naprawdę nie mamy ani żadnego wpływu na zaistnienie w nas tego typu konfiktów ani na wynik walki - rozgrywka dokonuje się poza sferą naszej świadomości, choć oczywiście nasze "odczucie" jest zupełnie inne.
UsuńMój komentarz będzie krótki:jest dokładnie tak jak Pan mówi. W życiu nie byłem niczego tak bardzo pewny jak tego co właśnie napisałem. old weirdman.
OdpowiedzUsuń